niedziela, 19 stycznia 2014

Burn...

Właśnie zdałem sobie sprawę że mam zadatki na klasycznego socjopatę... Serio... I teoretycznie wynika to z tego że boję się postawić na swoim... A może czasem każdego trafia szlag i ma ochotę puścić z dymem wszystko co ma dookoła?
Jeśli tak to prawdopodobnie wszystko ze mną ok... Zacznijmy od tego że każda jednostka jest inna, a każda z nich jest sama, gwarantują nam to konstytucja, Darwin którego dawno już obalili, zwykła biologia. Człowiek rodzi się sam i sam ląduje dwa i pół metra pod ziemią. Teoretycznie to jedyne dwa momenty w których można mieć wszystko w dupie. Wtedy cały rozkoszny altruizm trafia szlag. Całe życie staram się dla innych a gdy otwieram się pokazując swoją odrębność coś w większości jednostek każe to zanegować.
Można być z tego dumnym i przyznam byłem, może i wciąż jestem. Jednak jedyne co to pozostawia to kac moralny i wewnętrzny tępy ból którego nie uśmierza nawet alkohol. Tudzież nie chcę kolejny raz pić. Nie zmieniało to i nie zmienia nic. Nie to powinno stanowić o mojej pewności siebie która topnieje niczym lód z Mc Drive'a przy czterdziestu stopniach na pustkowiu. Na prawdę szczerze w takich momentach mój organizm wewnątrz krzyczy ażeby nigdy więcej nie dać się skrzywdzić. Gówno prawda. Wiem że tego nie zrobię. Strach nie ma tu wiele do rzeczy. Zwyczajnie zbyt bardzo dobrze wiem jak jest się czuć jak kawałek strawionego tortu, by serwować to innym. Nie pozostaje nic innego jak znaleźć formę ekspresji która pozwoli mi wyrzucić to z siebie nie raniąc przy tym innych. Ciężej jak ma się związane ręce. Z różnych powodów. Najczęściej jest to różnica światopoglądów ograniczająca się w przestrzeni między serwerami fb poprzez budynki uczelniane łamane przez mój kwadrat a pobliskie lokale w których śpiewam podczas imprez karaoke aby poczuć się ociukurwabinkę lepiej. Ale zaczyna się to zmieniać. Perspektywa zdania semestru i dorwania ludzkiej roboty jest coraz bliższa. Realna, namacalna. Nie przeinacza to faktu że wciąż czuję się samotny, a boję się otworzyć tak na serio przed kimś kogo znam krócej niż bajzel na stole który towarzyszy mi od zmiany mieszkania. Nie znoszę siebie za to. Nie znoszę się za brak zdecydowania, za to że tak słabo ufam intuicji, która (z bólem przyznaję) myli się rzadko. A z resztą... Pierdolić to...

Happy Sunday :]

Lj The Dreamer...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

If You Want Know What I Mean...